Rozproszenie uwagi

„Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego.” (1 Kor. 2:2)

Jako poświęceni Bogu wierzymy, że niewiele już zostało czasu na Boskim zegarze dla obecnie wybierającego się Kościoła. Nawet pobieżna analiza proroctw sugeruje nam, że wiele wydarzeń prowadzi do jednego miejsca: buntu ludzkich mas, wojen hybrydowych czy też powiększającej się przepaści między bogatymi i biednymi. Żniwo w jakim żyjemy, pozwala nam sądzić, że żyjemy w czasie, kiedy nieczyste siły duchowe, wywierają coraz większą presję na chrześcijan, by osiągać swoje cele. Pismo Święte jasno wskazuje na pewien czas, który będzie polaryzował chrześcijan od nominalnych chrześcijan:

„Ponieważ zachowałeś nakaz mój, by przy mnie wytrwać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby, jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi.” (Obj. 3:10)

Zauważmy, że nagrodą nie jest uniknięcie godziny próby, ale jej przetrwanie z Pańską pomocą.

Jednym z głównych celów szatana jest wywieranie presji nie tyle na całą ludzkość – ona żyjąc w innych systemach wartości, wielokrotnie z dala od Boga, nie jest dla złego zagrożeniem – ale na tych, którzy się poświęcili i chcą żyć inaczej. Jeszcze podczas pierwszej obecności szatan rościł sobie prawo do garstki 12 apostołów, by wywrzeć na nich negatywny wpływ:

„Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę.” (Łuk. 22:31)

My natomiast uzbrojeni w Słowo Boże powinniśmy być odpowiednio przygotowani na to co jest teraz i na rzeczy które dopiero mają nadejść.

Strategia szatana

Kiedy Izrael wchodził do Ziemi Obiecanej, Bóg wytyczył jasne granice, których nie wolno było przekraczać, ponieważ ich przekroczenie mogło się wiązać z opuszczeniem Świętego Izraelskiego:

„Nie zawieraj też przymierza z mieszkańcami tej ziemi, gdyż oni nierządem chwalą bogów swoich, składają rzeźne ofiary bogom swoim i mogą cię zaprosić, a ty mógłbyś jeść z rzeźnej ofiary ich, I brać spośród ich córek żony dla synów twoich, a córki ich nierządem będą chwalić bogów swoich, i doprowadzić synów twoich do nierządnego chwalenia ich bogów. Nie będziesz sobie sporządzał bogów odlewanych.” (2 Mojż. 34:15-17).

Jasny zakaz i wykazanie konkretnego zagrożenia – wszystko dokładnie nazwane i określone. Tym samym możemy zobaczyć, że główny mianownik doświadczeń wierzących był na wyborze alternatywy do Prawdy, czyli odejścia do innych bogów. Bardzo wyraziście jest to pokazane w postawie Salomona, który, akurat powyższego przepisu nie wykonał:

„Gdy się zaś Salomon zestarzał, jego żony odwróciły jego serce do innych bogów, tak że jego serce nie było szczere wobec Pana, Boga jego, jak serce Dawida, jego ojca. Toteż poszedł Salomon za Asztartą, boginią Sydończyków, i za Milkomem, ohydnym bałwanem Ammonitów.” (1 Król. 11:4-5).

Inny przykład mamy w postępowaniu Jeroboama:

„Wtedy przyszło Jeroboamowi na myśl: Łatwo teraz może wrócić władza królewska do domu Dawidowego. Jeżeli bowiem lud ten będzie chodził składać ofiary do domu Pańskiego do Jeruzalemu, przylgnie z powrotem serce tego ludu do ich pana, Rechabeama, króla judzkiego, i wtedy, zabiwszy mnie, powrócą do Rechabeama, króla judzkiego. Naradziwszy się tedy, kazał król sporządzić dwa cielce ze złota i ogłosić ludowi: Dosyć już napielgrzymowaliście się do Jeruzalemu; oto bogowie twoi, Izraelu, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej. I kazał jednego ustawić w Betelu, a drugiego ustawił w Dan.” (1 Król. 12:26-29).

Motywacja Jeroboama nie wynikła z posiadania obcoplemiennej żony, natomiast metoda była taka sama: stworzenie alternatywy.

Wspomniana alternatywa (czyli inny pogląd, pomysł czy norma moralna) jest łatwa do zidentyfikowania dla szczerego serca, które bada Biblię. Analizując dane zagadnienie przez karty Pisma Świętego, jesteśmy w stanie określić co jest dobre, a co złe lub przynajmiej ma „pozór zła”. W obecnym czasie, kiedy wiedza i świadomość jest coraz większa, kłamstwo doktrynalne niekoniecznie łatwo przeforsować. Przekonaliśmy się o tym na przełomie XIX/XX wieku, kiedy to br. Russell, dzięki analizie Słowa Bożego wyprowadził kilka znaczących nauk, a jeszcze więcej obalił. Dlatego szatan szuka metod i sposobów byśmy odwrócili wzrok od Biblii, by później finalnie odwrócili swe serce od Boga. Paweł już na początku Wieku Ewangelii przestrzegał:

„I nic dziwnego; wszak i szatan przybiera postać anioła światłości. Nic więc nadzwyczajnego, jeśli i słudzy jego przybierają postać sług sprawiedliwości; lecz kres ich taki, jakie są ich uczynki.” (2 Kor. 11:14-15)

Paweł zauważał tendencje do tego, że w zborach jakie odwiedzał, nie wszyscy byli szczerzy wobec Pana Boga. Szatan, aby zburzyć jedność pierwszych chrześcijan, nie podważał chrześcijaństwa jako takiego oferując inną religię, ale doprowadzał do wewnętrznych podziałów wokół fundamentów chrześcijaństwa. Stąd dyskusje nt. obrzezania nowych chrześcijan, znaczenia uczynków Zakonu, czy różnic między chrześcijanami z Żydów, czy z pogan w zborach.

Doprowadzenie do sytuacji kiedy dyskutowano i zajmowano się tego typu problemami, powodowało, że momentalnie zmieniały się akcenty, na które zwracano uwagę i optyka rozwoju Nowego Stworzenia automatycznie przybierała inny kształt. W konsekwencji zamiast zajmować się sprawami wyższymi i głębszymi, zajmowano się wyższością frakcji Pawłowej czy Apollosowej (1 Kor. 3:1-9).

Te spory nie przekreśliły chrześcijaństwa, bo nie taki był cel szatana. Te spory odwróciły wzrok od rzeczy kluczowych, a cały czas skupiały uwagę na rzeczach podstawowych, czy wręcz cielesnych. I to jest właśnie ta strategia szatana: nie niszczyć, ale mieć wpływ na kształt. Poddajmy osobistej ocenie prosty fakt: jeśli już na początku Wieku Ewangelii szatan tak działał, czy teraz przy końcu tego wieku nie intensyfikuje swoich działań używając skutecznych metod?

Ówczesny świat i tworzone przez niego massmedia są tak konstruowane, by przykuć uwagę użytkownika. Kiedyś rynek walczył o pieniądze klientów, dziś walczy o ich uwagę, i to jest cenniejsza waluta niż pieniądze. Platformy takie jak Facebook, YouTube, czy Netflix nie chcą by użytkownicy czasami lub często korzystali z ich zasobów, ale aby to robili cały czas, wręcz ich uzależniając od siebie. Dlatego jest tworzonych mniej filmów, które mogą skupić uwagę na ok. 2 godziny, ale kładzie się nacisk na nowe seriale, składające się z kilku sezonów, gdzie w jednym sezonie jest kilkanaście odcinków, każdy z nich trwa ok. godzinę. Prosta matematyka wskazuje, że w przypadku takiego serialu uwaga użytkownika skupia się czasami na kilkadziesiąt godzin. W tym czasie ludzie korzystają z rozrywki, a chrześcijanie nie zajmują się sprawami Pańskimi. W ten sposób, chrześcijaństwo sobie trwa, a szatan osiąga swoje cele, ponieważ prawdziwi chrześcijanie z biegiem czasu mogą stać się nominalnymi chrześcijanami.

Zagrożenia okresu Laodycei

Bardzo często odnosimy siedem listów z Księgi Objawienia jako siedem okresów rozwoju Wieku Ewangelii. Można zauważyć, że niemal z profesorską dokładnością i wiedzą analizuje się pierwsze sześć okresów, nie wiele mówiąc o naganach jakie są wymienione w okresie, który dotyka nas – Laodycei. Przede wszystkim musimy sobie uświadomić, że list do Laodycei, nie jest napisany do świata, czy po prostu do chrześcijan, ale do wiernych Pańskich i tylko do nich! Oskarżenie jakie czyni Jezus do żyjących w czasie żniwa Ewangelii, nie dotyczy „jakiś tam, gdzieś żyjących chrześcijan”, ale dotyka nas, tutaj bezpośrednio i każdego z osoba. Oczywiście mówimy tu o zagrożeniach i doświadczeniach na pewnym poziomie ogółu, jakim jest cała klasa, ale nie wolno nam tych zapisów uogólniać, tylko czerpać z tych słów lekcje indywidualne, dla siebie. Jest to tym bardziej ważne, szczególnie teraz, kiedy przesłanie Laodycei wpisuje się w to „uśpienie” i „rozproszenie uwagi” Nowego Stworzenia, jako głównej metody mającej na celu zagrozić naszemu poświęceniu.

Głównym zagrożeniem Laodycei jest błędne ocenienie swojego duchowego położenia. Przypisane błogosławieństwa do tego okresu, są przyczynkiem do korzystania z mnogości duchowych dóbr na jakie Pan pozwoli, ale te jednocześnie pozwoliły na przecenienie tych łask:

„Ponieważ mówisz: Bogaty jestem i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, żeś pożałowania godzien nędzarz i biedak, ślepy i goły” (Obj. 3:17).

Przede wszystkim zauważmy, że to nie jest ocena Jezusa, ale to jest cytowana samoocena „Laodycei”. Zarzut Pana Jezusa polega na krytykowaniu wniosków z tej samooceny.

Obecnie przeżywamy rozkwit warunków i możliwości w poznaniu Słowa Bożego. Liczne komentarze, tła historyczne i kulturowe, skorowidze tematyczne i wersetowe, a ponadto dostęp do ogromu artykułów i wykładów, gdzie wszystko jest online, dostępne natychmiast i bez większego wysiłku powoduje, że już na starcie wykonujemy mniej pracy w badaniu Biblii. Nie ma większego wysiłku, polegającego na wielu godzinach wertowania kart Pisma Świętego, ponieważ wystarczy wejść w wyszukiwarkę pierwszej lepszej „Biblii online” i wpisać to czego szukamy. Pandemia spowodowała, że już nie trzeba inwestować pieniędzy i czasu w wielogodzinne podróże na niewygodne ławki konwencyjne, ponieważ wystarczy „5 minut przed” włączyć komputer i nadal leżeć, czy drzemać w łóżku, ponieważ wcale nie trzeba włączać kamery.

Wszystkie te powyższe aspekty techniki są prawdziwym błogosławieństwem i dostęp do nich jest dla każdego korzystającego łaską, która nie śniła się nikomu jeszcze 50 lat temu. Jednak ta powszechność, ogólnodostępność i „łatwość” używania, może spowodować, że dojdziemy do mylnego wniosku: wszystko mam, wszystko wiem, nikogo i niczego nie potrzebuję. I nie dajmy się zmylić pozorom. Problemem nie jest uczestnictwo w zebraniu poprzez transmisję online, ani problemem nie jest komentarz dostępny w telefonie. Problem polega na tym, czy ja umiem z tego umiejętnie korzystać i jaki jest mój stosunek do tego.

Zauważmy, że bogactwo okresu Laodycei, nie jest gwarancją zbawienia, o czym mówią dalsze wersety:

„Oto stoję u drzwi i kołaczę; jeśli ktoś usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną. Zwycięzcy pozwolę zasiąść ze mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem wraz z Ojcem moim na jego tronie.” (Obj. 3:20-21)

Wynika z tego, że nie każdy żyjący w okresie Laodycei usłyszy głos oraz będzie zwycięzcą.

Rozwiązaniem takiego popadnięcia w letarg i uśpienia jest rada Pana Jezusa:

„Radzę ci, abyś nabył u mnie złota w ogniu wypróbowanego(…)” (Obj. 3:18)

Wspomniane złoto, to liczne doświadczenia, których nie powinniśmy unikać (o tych doświadczeniach przekonuje nas werset 19.) Unikanie doświadczeń, konfrontacji naszego charakteru, stosowanie uników poprawności politycznej, unikania drażliwych tematów są efektem niczego innego jak domniemania posiadania „bogactwa”. Pan Jezus mówi, że ma „cenniejsze złoto”, a jest nim wiara sprawdzona, a nie wiara deklaratywna, czego uczą nas liczne przykład aktów wiary Abrahama.

Musimy pamiętać, że nie tylko świadomość Prawd Bożych się liczy, ale silnie krocząca za tą świadomością praktyka codzienności, która bezpośrednio wpływa na obecnie rozwijanie się Nowego Stworzenia. To właśnie ta „świadomość” powoduje, że czasami milczymy, czasami coś powiemy głośno, a czasami zachowamy się inaczej, tak by Bogu się podobać.

„Zna bowiem drogę, którą postępuję; Gdyby mnie wypróbował, wyszedłbym czysty jak złoto.” (Ijoba 23:10)

Król Dawid

Pismo wielokrotnie zachęca nas do pokornej postawy praktycznie wobec wszystkich obszarów naszego duchowego życia. Do otrzymywanych błogosławieństw też, a brak odpowiedniego skupienia możemy dostrzec w konsekwencjach postawy Dawida.

Dawid został szczególnie wyróżniony przez Boga. Z jednej strony stał się jego pomazańcem, a z drugiej dostał dalekosiężne obietnice o wiecznym tronie i potomku Dawidowym zasiadającym na nim. Można sądzić, że mając takie obietnice, jest się na tyle blisko Boga, że nie ma miejsca na grzech, czy błędy. A jednak, grzech Dawida z Batszebą i wydanie wyroku śmierci na Uriasza spowodowały, że Dawid, król zapomniał co dobre, a co złe:

„(…) Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Ja cię namaściłem na króla nad Izraelem i Ja cię wyrwałem z ręki Saula. Dałem ci dom twojego pana i żony twojego pana na twoje łono, dałem ci dom Izraela i Judy, a jeśliby to było za mało, byłbym dodał ci jeszcze nadto. Dlaczego więc wzgardziłeś słowem Pana, popełniając zło w oczach jego? Uriasza Chetejczyka zabiłeś mieczem, jego żonę wziąłeś sobie za żonę, jego zaś zabiłeś mieczem Ammonitów.” (2 Sam. 12:7-9)

Zauważmy narrację Pana Boga. Bóg konfrontuję naprzeciw siebie grzech Dawida, jakiego się dopuścił i ogrom błogosławieństw jakie dostał. Można sądzić, że w takiej sytuacji, ten grzech nie powinien się pojawić. Dawid miał większą świadomość i poznanie, tym samym powinien zachować czujność w swoim postępowaniu i ta sytuacja nie powinna się zdarzyć, a na pewno nie Dawidowi. W przypadku Dawida nie było mowy o taryfie ulgowej, ponieważ zasada poznania i konsekwencji lekceważenia otrzymanego poznania jest nieubłagana:

„(…) Komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać, a komu wiele powierzono, od tego więcej będzie się wymagać.” (Łuk. 12:48)

Postawa Dawida, to postawa czasowego uśpienia, duchowego rozkojarzenia i skorzystania z wygody posiadanego błogosławieństwa: „wszystko mogę” i „wszystko mi wolno”, bo jestem królem. O ileż surowiej my możemy być potraktowani, jeśli nas dotknie duchowe rozkojarzenie i zaniedbamy Nowe Stworzenie:

„Każdą latorośl, która we mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc.” (Jan 15:2)

Usprawiedliwianie się

Niestety postawa duchowego „uśpienia” nie zawsze jest jaskrawa. Czasami ciężko dostrzec, że ścieżka, którą podążamy niekoniecznie jest tą ścieżką „świątobliwości”, tylko łudząco do niej podobną. To ważny aspekt. Król Dawid potrzebował silnego impulsu wydania wyroku na samego siebie, aby zrozumieć swój grzech, a apostoł Piotr musiał aż trzy razy wyprzeć się Jezusa, by odebrać lekcję. Nie inaczej może być z nami. Dopiero silny impuls, to jest silne doświadczenie może spowodować, że zrozumiemy, że aktualny nasz stan, nie jest pożądany przez Boga. Bo przecież nikt nie mówi „nie chcę mi się”, „nudzi mnie to”, albo „należy mi się”. Zazwyczaj jest podawany „bardzo ważny powód”, który wpływa na to, że nie możemy wziąć Biblii do ręki, pomodlić się, albo przemilczeć prowokację. Pan Jezus zapowiedział, że taka postawa będzie wielu serc:

„I poczęli się wszyscy jeden po drugim wymawiać. Pierwszy mu rzekł: Kupiłem pole i muszę pójść je zobaczyć; proszę cię, miej mię za wytłumaczonego. A drugi rzekł: Kupiłem pięć par wołów i idę je wypróbować; proszę cię, miej mię za wytłumaczonego. A inny rzekł: Żonę pojąłem i dlatego nie mogę przyjść.” (Łuk. 14:18-20)

Wszystkie te powody są ważne. Ale czy są wystarczające by nie uczestniczyć w uczcie? Każdy musi sobie zadać pytanie, czy te ograniczenia, które przeżywa są realnym doświadczeniem z którym trzeba walczyć, czy też może jest to tylko usprawiedliwianie swojej niechęci lub lenistwa. Rzadko przed samym sobą jesteśmy na tyle szczerzy, aby nazwać rzeczy po imieniu, bo sumienie nam nie pozwala. Natomiast troski o byt, o odpoczynek dla ciała, „moją” wizję tego jak ktoś ma żyć lub postępować, często tłumaczą nas samych przed sobą:

„A to, które padło między ciernie, oznacza tych, którzy usłyszeli, ale idąc drogą wśród trosk, bogactw i rozkoszy życia, ulegają przyduszeniu i nie dochodzą do dojrzałości.” (Łuk. 8:14)

I tak idąc przez życie, możemy, chodzić do zboru, mieć Biblię w ręku, modlić się i jednocześnie nie widzieć naszego osobistego położenia:

„Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci.” (Przyp. 14:12)

Korporacje

Wszystkie powyższe przykłady dotyczą naszego życia i postępowania, a są one wynikiem naszych wyborów. Musimy być jednak świadomi, że nie jesteśmy autonomiczni w naszych decyzjach życiowych i często jesteśmy pod naciskiem świata, który chce za wszelką cenę odciągnąć nas od Boga. Nie może nam zabronić, a przedstawienie alternatywy niekoniecznie jest skuteczne. Pozostaje jedynie metoda kształtowania naszego życia poprzez różnego rodzaju warunki, którym musimy się podporządkować.

Taką metodą złego są korporacje. To one zawładnęły naszym czasem i narzucają reguły gry, którym nawet ci, którzy nie są z nimi związani, muszą się podporządkować. To właśnie praca w korpo spowodowała, że zabieramy pracę do domu, pracujemy po godzinach, gonimy za wynikami i skupiamy się na awansach, widząc wartość w obiecanych profitach. Podobną metodą zapracowania szatan chciał złamać gorliwość Izraelitów, chcących wyjść z Egiptu:

„Nie dawajcie odtąd ludowi słomy do wyrabiania cegieł tak jak poprzednio. Niech sami idą i zbierają sobie słomę. Wyznaczcie im też tę samą ilość cegieł, jaką dotychczas wyrabiali, nic z niej nie ujmując; bo są opieszali i dlatego wołają: Chodźmy i złóżmy ofiarę Bogu naszemu! Niech praca tych ludzi będzie cięższa i niech nią będą zajęci, a nie będą się zajmowali bredniami.” (2 Mojż. 5:7-9)

Zauważmy, że Izraelici chcieli odejść, aby oddać Bogu chwałę na pustyni. Nie mogli tego zrobić w Egipcie, nawet w ziemi, która została im przypisana. Jest to dość istotny szczegół. Otóż lud Boży, chcący mieć społeczność z Bogiem, nie może tego robić wszędzie i w każdym czasie. Musi mieć swoje miejsce i swój czas na to, jednocześnie oddzielając się od spraw tego świata. Aby złamać ducha wiary Izraelitów, faraon zwiększył ich obciążenie pracy. Nie inaczej jest dzisiaj. Korporacje, zwiększając obciążenie pracy, zmuszają wszystkich ludzi do coraz cięższych warunków, a to wpływa na lud Boży. Obecne warunki rynku pracy, obciążenia kredytowe, niestabilność rynków powoduje, że jest w człowieku lęk o jutro, a to wystarczy by skupić jego uwagę na tych cielesnych sprawach. Wtedy nie ma czasu na nabożeństwo, bo trzeba zostać po godzinach. Wtedy nie można zaangażować się w pracę Pańską i wypełniać ją sumiennie, bo klienci zajmują kalendarz dnia.

Tym samym szatan nie walczy z chrześcijaństwem, bo nie musi. Chrześcijaństwa wtedy nie ma, są tylko puste rytuały. Świat stworzył kapitalizm niczym perfekcyjny miecz obosieczny. Z jednej strony obiecuje dorobienie się majątku i pozycji, ale z drugiej strony żąda wysokiej ceny naszego czasu i zdrowia. A kto chce udać się na pustynię by oddać Bogu ofiarę jest w oczach tego świata outsiderem:

„I przyszli nadzorcy izraelscy do faraona, i biadali, mówiąc: Dlaczego tak postępujesz ze sługami swoimi? Nie daje się już słomy sługom twoim, a mówi się nam: Róbcie cegły! Ponadto słudzy twoi są bici. Wina to ludu twojego. A on odpowiedział: Leniwi jesteście, leniwi i dlatego mówicie: Pójdziemy i złożymy ofiarę Panu! Teraz więc idźcie, ale do pracy! Słomy wam nie dadzą, a jednak musicie oddać wyznaczoną ilość cegieł.” (2 Mojż. 5:15-18)

Fundamentalny cel

Jasno można zauważyć, że granice dobrego i złego są coraz węższe i bardziej rozmyte. Tym samym na nas spoczywa odpowiedzialność, by nie tracić z oczu najwyższego celu, jaki deklarujemy, że chcemy osiągnąć:

„Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane.” (Mat. 6:33).

Często ten werset przyrównujemy do wielkich i znaczących decyzji: jakie studia wybrać, z kim wziąć ślub, gdzie zamieszkać. Decyzje, które są ważne. Musimy pamiętać, że ten werset ma zastosowanie w zdecydowanie mniej spektakularnych sprawach: jak spędzić wieczór, na nabożeństwie, czy na Netflixie? Ciało wie co mamy wybrać, ale powinniśmy wyjść ze swojej strefy komfortu i zrobić coś wbrew swemu ciału.

Ciągłe skupienie

Walka z niepozornymi przeciwnościami wymaga od nas bycia w ciągłym przygotowaniu, w ciągłej obawie, że upadniemy. Dlatego powinniśmy dołożyć wszelkich starań by zachować czujność. Póki żyjemy w tym systemie, grzech będzie towarzyszył nam w każdej sekundzie życia. Nie mamy możliwości, aby pokonać grzech, bo to rzecz Wieku Tysiąclecia, ale mamy bezwzględny obowiązek nad grzechem panować:

„(…) u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować.” (1 Mojż. 4:7)

Sama świadomość tej zależności to za mało by zwyciężyć, dlatego wraz z odpowiedzialnością muszą iść konkretne kroki:

„Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tym, bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają.” (1 Tym. 4:16).

Apostoł bardzo silnie podkreśla to, aby Tymoteusz pilnując innych – co było ważne – pilnował też swojego zbawienia, patrząc na swoje postępowanie. Ta ciągła czujność, jest wynikiem działania szatana. Grzech, który jest za drzwiami i nas kusi to tylko jeden element. Aby zwieść wybranych, szatan nie działa chaotycznie, ale w przemyślany sposób, tak by uderzyć możliwie jak najprecyzyjniej:

„Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć. Przeciwstawcie mu się, mocni w wierze, wiedząc, że te same cierpienia są udziałem braci waszych w świecie.” (1 Piotra 5:8-9)

Niestety, aby walczyć ze złym, musimy być gotowi i musimy ćwiczyć się w wierze. Ten trening duchowy możemy czynić poprzez czytanie i słuchanie, ale jeśli zaniedbamy te, może nie spektakularne czynności, to tym samym ustępujemy złemu. Kluczowa jest w tym wszystkim nasza osobista wiara i uzbrajanie jej z dnia na dzień, aby w chwili pokusy i doświadczenia ostać się:

„Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie; duch wprawdzie jest ochotny, ale ciało mdłe.” (Mat. 26:41).

Pan Jezus jasno wskazuje, że czujność i modlitwa to te dwa elementy które chronią nas od grzechów. Czujność to nic innego jak nasze podejście do zmian zachodzących na świecie, ich trzeźwa ocena i określanie wpływu tego wszystkiego na nas samych. Ciężko ocenić prędkość nurtu będąc jednocześnie jego integralną częścią. Wezwanie do czuwania to nie jest literalnie niespanie, ale trzeźwa samoocena – może bardzo krytyczna. Ta ocena pomaga nam wyciągnąć wnioski, ale z ich wdrożeniem w życie może być trudno. Dlatego Jezus mówi jednocześnie o modlitwie, jako integralnej części. Sami z siebie nic nie jesteśmy wstanie zrobić, dlatego nie powinniśmy na żadnym etapie odpuszczać modlitwy.

Wnioski

Wraz ze wzrostem poznania, wzrasta łaska jaką otrzymujemy. A wraz ze wzrostem łaski, zwiększa się nasza odpowiedzialność. Modlitwa, badanie Biblii, uczęszczanie na zebranie, samokrytyka. Wszystko to nie jest spektakularne i nie jest celem samym w sobie. A jednak jest potrzebne do rozwoju Nowego Stworzenia i czynione niemalże rzemieślniczo: codziennie, regularnie i małymi krokami dochodząc do perfekcji.

Nie wolno nam zapominać, że to powszechne uśpienie czujności jest wpisane w okres Laodycei w jakim żyjemy:

„Albowiem jak było za dni Noego, takie będzie przyjście Syna Człowieczego. Bo jak w dniach owych przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali, aż do tego dnia, gdy Noe wszedł do arki, I nie spostrzegli się, że nastał potop i zmiótł wszystkich, tak będzie i z przyjściem Syna Człowieczego.” (Mat. 24:37-39)

Tak jak nie dostrzeżono przyjścia Syna Człowieczego, tak samo bagatelizuje się skutki wtórej obecności. Tak samo nie dostrzega się innych zjawisk i żyje się dniem dzisiejszym.

Pilnując samych siebie, nie możemy skupić się na wybranym fragmencie naszego duchowego życia, ale musimy rozwijać się i działać holistycznie:

„Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w zakonie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności; te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać.” (Mat. 23:23)

Nie możemy pozwolić sobie, aby być specjalistą tylko w doktrynie, albo znać świetnie tylko Ewangelię lub lubić czytać historie biblijne. Walka jaką prowadzimy jest prowadzona na wielu frontach równocześnie, a szatan jest gotów dołożyć nam więcej, jeśli tylko mu na to pozwolimy.

Zaniedbując to wszystko, może grozić nam wpisanie się w pytanie Pana Jezusa o obecny stan poświęcenia:

„(…) Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łuk. 18:8).

Dlatego póki mamy czas, możliwości, wykorzystajmy ten moment do maksimum, aby w chwili testu naszej wiary okazać się zwycięzcami:

„W modlitwie bądźcie wytrwali i czujni z dziękczynieniem” (Kol. 4:2)

Podziel się