„Powierz Panu drogę swoją, Zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni.” (Psalm. 37:5)
Człowiek poświęcony, jak każdy człowiek, ma pewne plany, cele i dążenia. I nie ma w tym nic złego, o ile te plany są w zgodzie z fundamentami poświęcenia. Chrzest to inaczej ukrzyżowanie swojej osobistej woli, o czym przekonuje nas apostoł Paweł:
„Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni?” (Rzym. 6:3)
Cząstka nas umarła, to znaczy, że świadomie rezygnujemy z pewnych praw i przywilejów, na rzecz Boga Wiekuistego.
Jednak o ile teoria jest łatwa, o tyle praktyka już taka nie jest. Osobiste pożądliwości ciała targają niejednokrotnie nami, a słabości ciała w postaci egoizmu i pragnienia o samostanowieniu czasami wiodą prym. Mimo tego, że świadomie pragniemy wypełniać nasze poświęcenie, to doświadczenia codzienności: choroby, problemy, kłopoty zawodowe, rodzinne, czy zborowe skutecznie ograniczają rozwój naszej wiary i zaufania. Strach i niepewność – choć przysłowiowo mają tylko wielkie oczy – skutecznie wpływają na naszą perspektywę postrzegania różnych spraw i doświadczeń. Wydaje się, że podstawowym błędem człowieka poświęconego jest nadmierne akcentowanie następnego kroku, czy akcentowanie najbliższego czasu, a nie spoglądanie oczami wiary na koniec doświadczenia. Psalmista naszego tytułowego wersetu przekonuje nas o tym, jakim podejściem mamy się charakteryzować: zaufanie i koniec doświadczenia. Jest to potwierdzenie, że Bóg (finalnie) wszystko dobrze uczyni. My musimy mu zaufać – aż zaufać.
W podobnym tonie wypowiada się apostoł Paweł:
„Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich.” (Hebr. 13:7)
Podkreśla on, że do oceny wodza wiary należy akcentować koniec życia, finalne doprowadzenia spraw w ziemskim pielgrzymstwie, a nie tylko część życia – tą lepszą lub gorszą. Dlatego w wypracowaniu odpowiedniej postawy nie należy akcentować tylko zaufania do Boga i tylko naszej osobistej wiary – należy rozwijać w tym kontekście jeszcze jedną cechę: cierpliwość:
„Cokolwiek bowiem przedtem napisano, dla naszego pouczenia napisano, abyśmy przez cierpliwość i przez pociechę z Pism nadzieję mieli.” (Rzym. 15:4)
Zauważmy, że nadzieja jaką możemy czerpać z Pism, jest do osiągnięcia poprzez pociechę i cierpliwość.
Pociecha jest tym elementem, który pokazuje nam w bohaterach wiary podobne doświadczenia, z którymi niejednokrotnie się identyfikujemy. Problemy mężów Bożych, tak często zbliżone do naszego codziennego życia w poświęceniu, pokazują nam, że Ci, którzy przechodzili wydaje się potężne próby, przeszli przez nie finalnie zwycięsko tylko i wyłącznie dlatego, że fundamentem ich życia były obietnice Boże i wiara w nie mimo trudności. Możemy zatem z pewnością powiedzieć, że jeżeli Bóg nie zawiódł swoich wiernych kilka tysięcy lat temu, nie zawiedzie i nas. Jednak czytając te historie Starego Testamentu zauważymy jedną, dość spójną rzecz: najczęściej trzeba czekać.
Nasze poświęcenie nie jest oparte na systemie spełniania życzeń i zachcianek, ale na ciężkim procesie zmiany charakteru i wyzbywania się złych nawyków. I właśnie w tym czasie, długich doświadczeń, nie wolno nam ustawać, o czym przestrzegał Pan Jezus:
„Powiedział im też podobieństwo o tym, że powinni zawsze się modlić i nie ustawać”; „A czyżby Bóg nie wziął w obronę swoich wybranych, którzy wołają do niego we dnie i w nocy, chociaż zwleka w ich sprawie?” (Łuk. 18:1, 7)
To wszystko prowadzi nas do wniosku, że zbudowanie swoich życiowych priorytetów na fundamentach Pisma Świętego prowadzi do wielu zwycięstw, tylko musimy naszą wiarę i zaufanie do Boga uzbroić w cierpliwość, jak to robili mężowie wiary.
Abraham
Pierwszym przykładem jest Abraham. Czytając historię życia Abrahama, możemy wywnioskować, że przez całe życie pragnął mieć potomka (1 Mojż. 15:2). Podkreślenie niepłodności Saraj (1 Mojż. 11:30), jako cechy charakterystycznej, wydaje się o tym wskazywać dobitnie. Podeszły wiek Abrahama i Sary, spowodował, że w pewnym momencie Abraham tę nadzieję mógł stracić i wewnętrznie pogodzić się z tym stanem. Jednak Boże słowo, Abraham przyjął z całą wiarą:
„(…) Spójrz ku niebu i policz gwiazdy, jeśli możesz je policzyć! I rzekł do niego: Tak liczne będzie potomstwo twoje. Wtedy uwierzył Panu, a On poczytał mu to ku usprawiedliwieniu.” (1 Mojż. 15:5-6)
Złożona obietnica, nie została spełniona od razu. Trzeba było na tyle długo czekać, że zrodziła się myśl, aby wykonać wolę Pańską. Tutaj należy podkreślić, że ani Abram, ani Saraj nie wątpili w to, że Bóg obiecał potomka. Kiedy przyjrzymy się 1 Mojż. 15 rozdział to mowa o jest o potomku Abrama, więc wniosek wydał się oczywisty:
„Rzekła więc Saraj do Abrama: Oto Pan odmówił mi potomstwa, obcuj, proszę, z niewolnicą moją, może z niej będę miała dzieci. I usłuchał Abram rady Saraj. Wzięła więc Saraj, żona Abrama, niewolnicę swą Hagar, Egipcjankę – było to po dziesięciu latach pobytu Abrama w ziemi kanaanejskiej – i dała ją za żonę mężowi swemu, Abramowi.” (1 Mojż. 16:2-3)
Boży zamysł był inny:
„Będę jej błogosławił i dam ci z niej syna. Będę jej błogosławił i stanie się matką narodów, od niej pochodzić będą królowie narodów. Wtedy Abraham padł na oblicze swoje i roześmiał się, bo pomyślał w sercu swoim: Czyż stuletniemu może się urodzić dziecko? I czyż Sara, dziewięćdziesięcioletnia, może rodzić?” (1 Mojż. 17:16-17)
Jak możemy zauważyć, postawa Abrahama jest inna. O ile za pierwszym razem Abraham przyjmuje słowo Pańskie, o tyle teraz podkreśla okoliczności: podeszły wiek jego i Sary. Z jednej strony, nauczony doświadczeniem w pewność Bożych słów, wierzy Bogu, ale z drugiej, widzi słabość swego ciała. Gdyby tego było mało, Bóg nadal zapewnia Abrahama o swojej obietnicy i znowu nakazuje mu czekać:
„Czy jest cokolwiek niemożliwego dla Pana? W oznaczonym czasie za rok wrócę do ciebie, a Sara będzie miała syna.” (1 Mojż. 18:14)
Możemy w tym dostrzec, że tak upragniona obietnica dziedzica musiała z Bożej woli być odłożona w czasie. Bóg uznał, że Abraham będzie gotowy na obiecanego syna, kiedy będzie miał 100 lat, a nie mniej. Płynie z tego dla nas pierwsza lekcja, że Boże obietnice z pewnością się wypełnią, ale dla naszego osobistego dobra, wypełnią się w odpowiednim czasie. Być może trzeba czekać długie lata, ale gdyby Bóg skrócił ten okres, mogłoby być to dla nas szkodą, a nie błogosławieństwem. Druga lekcja jaka płynie z historii Abrahama, to silna wiara mimo niesprzyjających okoliczności. Być może jest tak, że widząc problem jaki nas dotyka, nie dostrzegamy dobrego rozwiązania. Może nawet nie dostrzegamy jakiegokolwiek rozwiązania. Okoliczności prowadzą nas do logicznych wniosków, że czegoś się nie da, że coś jest niemożliwe, nierealne, że nie ma nadziei. Wtedy powinniśmy przypomnieć sobie słowa:
Czy jest cokolwiek niemożliwego dla Pana?
Wtedy mimo braku dostrzegalnego rozwiązania, łatwiej nam będzie poznać wolę Pańską. Ale nawet jeśli, wola Pańska będzie inna niż nasze pragnienia to wtedy za Psalmistą możemy powiedzieć On wszystko dobrze uczyni. Wtedy znaczenie tych słów nie jest już z perspektywy jednego doświadczenia, czy kilku lat życia, ale z perspektywy całego naszego poświęcenia.
Dawid
Przykład Abrahama pokazuje, że czasem na Bożą odpowiedź przyjdzie nam czekać kilkadziesiąt lat. Przykład Dawida podobnie wskazuje na ważny aspekt charakteru jakim jest cierpliwość, jednak w jego przypadku mówimy o innych okolicznościach. W 1 Sam. 16:11-13 czytamy, że najmłodszy syn w domu Isajego zostaje namaszczony na króla w Izraelu. Tak wspaniała obietnica, może budzić właśnie niecierpliwość i pragnienie szybkiego doświadczenia zapowiedzi. W życiu Dawida jednak od momentu namaszczenia do momentu objęcia królowania jest tyle nieprzychylnych wydarzeń, że cielesny człowiek bez trudu by zwątpił lub nawet miał okazję do podważenia Bożego Słowa.
Zanim Dawid zasiądzie na tronie królewskim, będzie sługą Saula, później jego zięciem, który prowadzi wiele zwycięskich wojen, by później stać się zbiegiem i ukrywać się przed swym prześladowcą. To krótkie zdanie jest opisem długich lat życia Dawida. I można powiedzieć, że to na własne życzenie, bo przecież mógł przyspieszyć działanie Bożej obietnicy. I faktycznie, z doczesnego punktu widzenia, lepiej skrócić swoje doświadczenie i osiągnąć własne cele, tylko czy w perspektywie czasu okażą się dla nas korzyścią? Motywacje działań Dawida były mocno ugruntowane w wierze:
„A gdy Dawid i Abiszaj przybyli nocą do wojowników, oto Saul spał w środku obozowiska, a jego włócznia była wetknięta w ziemię u jego głowy, Abner zaś i żołnierze spali wokoło niego. Wtedy rzekł Abiszaj do Dawida: Dzisiaj Bóg wydał twojego wroga w twoją rękę. Pozwól, że przygwożdżę go teraz włócznią do ziemi za jednym uderzeniem i drugiego nie będzie potrzeba. Ale Dawid rzekł do Abiszaja: Nie zabijaj go, bo któż podnosi rękę na pomazańca Pańskiego bezkarnie? I rzekł jeszcze Dawid: Jako żyje Pan, że tylko On, Pan go ugodzi; albo nadejdzie jego dzień i umrze, albo wyruszy na wojnę i zginie. Niech mnie Bóg zachowa, abym miał podnieść rękę swoją na pomazańca Pańskiego (…)” (1 Sam. 26:7-11)
Dawid wiedział w jakich okolicznościach się znajduje i miał możliwość „wzięcia spraw we własne ręce”. Świadomie, z pełną odpowiedzialnością, kres tych doświadczeń (utożsamiany ze śmiercią Saula) pozostawia w rękach Pańskich.
Z jednej strony Dawid ma szacunek do pomazańca Pańskiego jakim był Saul i mimo jego odrzucenia (1 Sam. 15:28) Saul nadal był pomazańcem, z drugiej strony, Dawid sam będąc pomazany przez Samuela, wiedział, że we wszystkim Bóg jest z nim:
„(…) i od tego dnia Duch Pański spoczął na Dawidzie i pozostał na nim nadal (…)” (1 Sam. 16:13)
Możemy dostrzec, że kluczowych decyzji w życiu, Dawid nie podejmował samodzielnie, ale poruczał je Bogu i ten sposób życia był jego przewodnim. Dawid wiedział, że obietnica Pańska wypełni się z chwilą śmierci Saula. Kiedy Dawid dowiedział się, że Saul nie żyje (2 Sam. 1:11-12) nie ruszył na podbój plemion Izraela, czy nie zaczął działać samodzielnie, ale w tak ważnym momencie zapytał Boga co ma robić:
„Potem pytał Dawid Pana: Czy mam ruszyć do któregoś z miast judzkich? A Pan mu odpowiedział: Ruszaj! I pytał jeszcze Dawid: Dokąd mam ruszyć? A On odrzekł: Do Hebronu.” (2 Sam. 2:1)
Można by w tym momencie zapytać o Boże motywacje, przecież Bóg obiecał tron Izraela, a nie plemienia Judy (2 Sam. 2:4). Jednak pokora Dawida jest tutaj nadzwyczaj wyraźna i Dawid wraz ze swoim domem wykonuje polecenie Pańskie i czeka cierpliwie dodatkowe siedem i pół roku (2 Sam. 2:11) nie wiedząc de facto ile będzie królował w Hebronie.
Ta sekwencja zdarzeń pokazuje nam trzecią lekcję jaką możemy wyciągnąć: pozostawienie w rękach Bożych wypełnienia obietnic. Jest to dość ważne, ponieważ człowiek ma tendencję, do realizacji swojej woli, ale najlepiej Bożymi rękoma. Niejednokrotnie mamy swoją wizję, plan i potrzebujemy tylko Bożego błogosławieństwa, by to wcielić w życie, a i sumienie byłoby nienaruszone. Praktyka stosowana przez Dawida pokazuje, że należy postępować zupełnie odwrotnie. Dawid przecież szansę zabicia Saula mógł zinterpretować tak jak jego towarzysz Abiszaj: to szansa od Pana, nic tylko zabić Saula. Dawid jednak nie wykorzystał tej nadarzającej się okazji i z perspektywy człowieka możemy powiedzieć, że odciągnął swoje królowanie nad Izraelem o długie lata. Jednak możemy zadać sobie pytanie: czy gdyby Dawid przedwcześnie zabił Saula, postąpił by zgodnie z wolą Pańską?
Józef
Historie Dawida i Abrahama łączy jedna rzecz: mieli jasno wyartykułowaną Bożą wolę i obietnice, a ich dalsze losy interpretowali względem Bożych słów. Inaczej ma się historia Józefa, który nie otrzymał objawienia woli Pańskiej wprost, tylko sny, które nie wiele mówiły o wydarzeniach, jakie miały go spotkać.
Nie wiedział za jaki występek bracia go sprzedali do Egiptu. Za dobre sprawowanie u Potyfara został obdarzony zaufaniem, ale za to że nie chciał zgrzeszyć został wtrącony do więzienia. W więzieniu również wykazał się odpowiednim charakterem, bo zarządca powierzył mu nadzór nad więzieniami. Oba te awanse musiały charakteryzować się nie tylko odpowiednimi umiejętnościami jakie posiadał Józef, ale w żadnym razie nie zachowywał się roszczeniowo, z pewnością nie narzekał, nie uciekał, nie buntował się. W jednym jak i w drugim przypadku zachowywał się na tyle przystojnie, że zdobywał zaufanie swoich przełożonych. Dodatkowo nadzieja na wyjście z więzienia, została zgaszona, ponieważ przełożony podczaszy królewski, zgodnie z wykładnią snu przez Józefa, wróciwszy do łask faraona, zapomniał o Józefie na kolejne dwa lata (1 Mojż. 40:23)
Dopiero długie lata po sprzedaży Józefa do Egiptu, po tych wszystkich wydarzeniach, zobaczył on drogę jaką musiał przejść: od najmłodszego syna Jakuba do nadzorcy nad całym Egiptem:
„Lecz teraz nie trapcie się ani nie róbcie sobie wyrzutów, żeście mnie tu sprzedali, gdyż Bóg wysłał mnie przed wami, aby was zachować przy życiu.”; „ Bóg posłał mnie przed wami, aby zapewnić wam przetrwanie na ziemi i aby wielu zostało zachowanych przy życiu. Tak więc nie wyście mnie tu posłali, ale Bóg, który mnie ustanowił opiekunem faraona i panem jego domu, i władcą całej ziemi egipskiej.” (1 Mojż. 45:5; 7-8)
Nie ma wątpliwości, że na każdym etapie tych wydarzeń, Józef bał się Boga i chociaż nie wiedział dlaczego coś złego go spotyka, ufał bezwzględnie Bogu. Cielesny człowiek, może by powiedział, że Józef ufał Bogu ślepo. Czas jednak pokazał, że zaufanie, jakim Józef obdarzył Boga było słusznie ulokowane, bo dopiero z perspektywy czasu (kilkunastu lat) Józef zrozumiał, dlaczego go to wszystko spotkało i jaki był nadrzędny cel Boży, który chciał w osobie Józefa zrealizować. I to jest dla nas czwarta lekcja. Nierzadko, doświadczenia jakie nas spotykają, jesteśmy w stanie zrozumieć dopiero po tych doświadczeniach. Z perspektywy czasu jesteśmy możemy zrozumieć poszczególne wydarzenia i ich pozytywne skutki. Wyzwanie jakie nas czeka w tych okolicznościach, to mimo braku zrozumienia poszczególnych problemów jakie nas spotykają, to „ślepe” (a w zasadzie pełne wiary) zapatrywanie się w Boską opatrzność.
Jakie masz cele?
W kontekście powyższych przykładów, można dojść do mylnego wniosku, że wszystko co chcemy i tak dostaniemy. Że nasze plany się zrealizują, a cele osiągniemy, bo wystarczy zaufać Panu. Takie podejście byłoby sporym nadużyciem. Zauważmy wspólny mianownik na którym oparte są powyższe życiorysy. Nie ma wątpliwości, że każda z tych postaci miała swoje pragnienia. Każda z tych postaci świadomie zrezygnowała z realizacji swych pragnień i w pełni zdała się na Pana Boga. Nie prosili, aby Bóg zrealizował ich plan, ich wizję. Oddali się w ręce Boga, czasami z większym zrozumieniem sytuacji, czasami z mniejszym. Ale wiara i cierpliwość stale powstrzymywały w nich jakiekolwiek cielesne wątpliwości.
O właściwych motywacjach przestrzega nas Jakub:
„Prosicie, a nie otrzymujecie, dlatego że źle prosicie, zamyślając to zużyć na zaspokojenie swoich namiętności.” (Jak. 4:3)
Nawet religijne modlitwy mogą nie mieć znaczenia, jeśli serce przepełnione jest doczesnością. Duchowe modlitwy i realizacje cielesnych planów są dalekie od wizji człowieka poświęconego. Jako poświęceni, powinniśmy mieć odpowiednio wybrany punkt odniesienie i względem tego punktu, dokonywać ocen naszych doświadczeń. Pan Jezus wskazał ten newralgiczny punkt:
„(…) Uczyńcie sobie sakwy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej nie ma przystępu, ani mól nie niszczy. Albowiem gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze.” (Łuk. 12:33-34)
W praktyce budowanie sobie fundamentów opartych na ciele jest trudem, który nie ma żadnego – z perspektywy czasu – znaczenia:
„Uczynię tak: Zburzę moje stodoły, a większe zbuduję i zgromadzę tam wszystko zboże swoje i dobra swoje. I powiem do duszy swojej: Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpocznij, jedz, pij, wesel się. Ale rzekł mu Bóg: Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak będzie z każdym, który skarby gromadzi dla siebie, a nie jest w Bogu bogaty.” (Łuk. 12:18-21)
Tylko rozwój duchowych przymiotów naszego charakteru może przynieść nam owoce i pewny fundament w nadchodzących doświadczeniach:
„Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan! Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą, które nad potok zapuszcza swoje korzenie, nie boi się, gdy upał nadchodzi, lecz jego liść pozostaje zielony, i w roku posuchy się nie frasuje i nie przestaje wydawać owocu.” (Jer. 17:7-8)
Nie ma wątpliwości, że pielgrzymując do duchowego Kanaanu, wielokrotnie staniemy przed trudnym wyborem, dlatego podobnie jak Dawid powinniśmy w każdej ważnej dla nas sprawie zwracać się do Boga i od jego woli uzależniać nasze dalsze kroki:
„A teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro pójdziemy do tego lub owego miasta, zatrzymamy się tam przez jeden rok i będziemy handlowali i ciągnęli zyski, Wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika. Zamiast tego, winniście mówić: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo.” (Jak. 4:13-15)
Powyższe historie pokazują jak ważna jest cierpliwość, ale nie chcę jej absolutnie przeakcentować kosztem wcześniej wspomnianych cech: wiary i zaufania. Łatwo ufać Panu Bogu kiedy jest lekko. A co jeśli, widzimy, że nadziei nie ma – czy wtedy też tak łatwo przychodzi nam zaufanie? Jak już wspomnieliśmy: nie zawsze dostrzegamy wydarzenia z odpowiedniej perspektywy. Jednakże to absolutnie nie powinno nas jakkolwiek usprawiedliwiać i powinniśmy cechować się wiarą i zaufaniem w najgorszych – wręcz beznadziejnych – okolicznościach. Przykład takiej postawy mamy w trzech młodzieńcach:
„Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, może nas wyratować, wyratuje nas z rozpalonego pieca ognistego i z twojej ręki, o królu. A jeżeli nie, niech ci będzie wiadome, o królu, że twojego boga nie czcimy i złotemu posągowi, który wzniosłeś, pokłonu nie oddamy.” (Dan. 3:17-18)
Daniel w tym momencie nie wiedział, czy Bóg go wyratuje z pieca. Nie miał proroctwa o cudownym ratunku ani nie dysponował żadnym zapewnieniem. Miał wiarę i ufność. Jeżeli spotkałaby go śmierć, to wiedział, że jego Bóg, jest ponad tą śmiercią, dlatego nie przerażała go ta perspektywa. I to właśnie dzięki tej niezachwianej wierze nie uklęknęli przed posągiem i nie zgrzeszyli, a w zamian za to, litościwy Bóg w cudowny sposób ich wyratował, pokazując im jednocześnie, że w tych ciężkich doświadczeniach jest cały czas z tą trójką. W tej postawie mamy piątą lekcje: Bóg zawsze jest z tymi, którzy są jego.
Cel doświadczeń
Nie ma wątpliwości, że każde doświadczenie jest trudne i nieprzyjemne. Natomiast jednocześnie każde doświadczenie niesie z sobą dalekosiężne skutki:
„Weselcie się z tego, mimo że teraz na krótko, gdy trzeba, zasmuceni bywacie różnorodnymi doświadczeniami, Ażeby wypróbowana wiara wasza okazała się cenniejsza niż znikome złoto, w ogniu wypróbowane, ku chwale i czci, i sławie, gdy się objawi Jezus Chrystus.” (1 Piotra 1:6-7)
Historie bohaterów wiary pokazują nam, że okoliczności ich życia, nie zawsze należały do łatwych. Mimo wszelkich trudności, ręka Pańska zawsze nad nimi czuwała i prowadziła przez różne meandry życia, by finalnie, u kresu swych dni wydać wspaniałe świadectwo. Wszystko to dla nas jest pocieszeniem. Jeżeli wierni Pańscy przeszli przez swoje doświadczenia by zachować wiarę, i my możemy przejść przez nasze, indywidualne doświadczenia, by nie tylko zachować wiarę, ale ja przede wszystkim rozwinąć.