Po odejściu pytającego Młodzieńca Jezus zwraca się do uczniów z refleksją wskazującą na trudność dostąpienia zbawienia przez bogatych:
„Jezus zaś rzekł do uczniów swoich: Zaprawdę powiadam wam, że bogacz z trudnością wejdzie do Królestwa Niebios. A nadto powiadam wam: Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego.” (Mat 19:23-24)
Słowa Pana Jezusa nie wskazują na brak możliwości dostąpienia zbawienia przez bogatych (często w uproszczeniu tak myślimy czytając ten tekst), ale Pan Jezus wskazuje na trudność zbawienia. Na czym na trudność polega? Postawa młodzieńca przekonuje, że trudno bogatemu zostawić swój majątek. I wyzwaniem dla tych co chcą być doskonali, nie jest posiadanie majątku, ale gotowość pozbycia się go, a inaczej mówiąc pozbycia się swojej ostoi, gwarancji na lepsze jutro czy pewności (jako uczucia). Apostoł Paweł przekonuje nas, że
„Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia.” (1 Tym. 6:10)
Określenie majątku jako korzenia, sugeruje, że to źródło wszelkiego zła, które człowiek gotów jest popełnić, dlatego, że swoje uczucia ulokował w doczesnych źródłach bezpieczeństwa. Podobnie Jakub uczy nas, że zło, to związek sekwencyjny, który rodzi się w czasie, często liczonym w latach:
„Potem, gdy pożądliwość pocznie, rodzi grzech, a gdy grzech dojrzeje, rodzi śmierć.” (Jak. 1:15).
Już w zakonie wykazano w jaki sposób pieniądz manipuluje właściwą analizą stanu rzeczy:
„Nie będziesz naginał prawa, nie będziesz stronniczy, nie będziesz brał łapówki, gdyż łapówka zaślepia oczy mądrych i zniekształca sprawy tych, którzy mają słuszność.” (5 Mojż. 16:19),
bo przecież o czym doskonale wiemy i pamiętamy:
„Nikt nie może dwom panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie.” (Mat. 6:24)
Apostołowie na słowa Mistrza nie zareagowali z radością bądź zrozumieniem, ale wystraszyli się tych słów:
„A gdy to usłyszeli uczniowie, zaniepokoili się bardzo i mówili: Któż tedy może być zbawiony? A Jezus spojrzał na nich i rzekł im: U ludzi to rzecz niemożliwa, ale u Boga wszystko jest możliwe.” (Mat 19:25-26)
Odpowiedź Piotra można sparafrazować: jeśli bogaty nie może być zbawiony to kto może? Otóż, jeśli byśmy patrzyli na zbawienie z ludzkiego punktu widzenia to musielibyśmy oceniać człowieka wg prawa zero-jedynkowo: biedy/bogaty = zbawiony/niezbawiony. Odpowiedź Jezusa wskazuje, że to u ludzi jest niemożliwe, ale u Boga możliwe. Co dokładnie? Rodzaj kryteriów. W powyższym akapicie wskazane wersety jasno pokazują, że pieniądz nie jest zły, ale to stosunek do pieniądza wyniszcza wnętrze człowieka. I dopiero po tych słowach Pana Jezusa Piotr pyta:
„Wtedy odpowiadając Piotr rzekł mu: Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za tobą; cóż za to mieć będziemy?” (Mat. 19:27)
Trzeba pamiętać, że kiedy Piotr mówi opuściliśmy wszystko, nie należy rozumieć porzuciliśmy wszystko, bo jakże byłoby to słowo spójne z nauka ap. Pawła:
„A jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego.” (1 Tym. 5:8)
oraz tym, że apostołowie w swoje podróże misyjne zabierali swoje żony:
„Czy nie wolno nam zabierać z sobą żony chrześcijanki, jak czynią pozostali apostołowie i bracia Pańscy, i Kefas?” (1 Kor. 9:5)
Pytanie Piotra należy rozumieć jako inwestycję nie w rodzinę, w myśl zasady zapewnienia jak największego dobrobytu, ale właśnie skupienie się na służbie Bogu z jednoczesnym zapewnieniem godnych warunków swojej rodzinie. Ciężko powiedzieć „ile”, „jak dużo” i czym jest to minimum. Jednak nie ma podstaw, aby sądzić, że rodziny apostołów przymierały głodem, kiedy Ci analizowali przypowieści, ale np. w przypadku Piotra hipotetyczne plany wybudowania większego domu, najęcia rybaków i kupna kilku nowych łodzi, aby więcej zarabiać, mogły zostać zaniechane dla imienia Jezus. I to właśnie ta przyczyna dla imienia Pańskiego znalazła upodobanie u Boga, nie tylko w ujęciu apostołów, ale każdego z nas:
„A Jezus rzekł im: Zaprawdę powiadam wam, że wy, którzy poszliście za mną, przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie chwały swojej, zasiądziecie i wy na dwunastu tronach i będziecie sądzić dwanaście pokoleń izraelskich. I każdy, kto by opuścił domy albo braci, albo siostry, albo ojca, albo matkę, albo dzieci, albo rolę dla imienia mego, stokroć tyle otrzyma i odziedziczy żywot wieczny.” (Mat. 19:28-29).
Pytanie nie brzmi ile możemy Bogu poświęcić, ale czy jesteśmy na to gotowi.
Wierzący czy gorliwy?
Powyższa sytuacja i odpowiedź Mistrza wskazują, że w kwestii naszego indywidualnego (osobistego) zbawienia możemy podejść dwojako. Możemy zrobić to co do nas należy lub możemy zrobić coś więcej. Czy ten wniosek jest słuszny? Przede wszystkim zastanówmy się co Jezus odpowiedział Młodzieńcowi: idź sprzedaj co masz… Możemy zapytać: gdzie w Zakonie jest przykazanie mówiące o tym, aby sprzedawać majętność? Przykazanie o jałmużnie znajdziemy, ale nie o tym aby być biednym. Jezus temu Żydowi ‘dał przykazanie’, którego nie dał Mojżesz, ale nie należy patrzeć na to dosłownie. Drogą do bycia doskonałym, jest głębsza przemiana wewnątrz człowieka, aniżeli tylko zmiana kierunku uczynków.
Patrząc na swoje lustrzane odbicie w Słowie Bożym dzisiaj, kiedy spotkanie z Panem przed nami, możemy wziąć przypadek Młodzieńca i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy robię to co do mnie należy, czy może coś więcej? Sam Jezus poddaje w wątpliwość (mówiąc delikatnie) sługi, które robią to co do nich należy, więc pytanie i rozgraniczenie na zaangażowanie w służbie Pańskiej jest w pełni zasadne:
„Tak i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono, mówcie: Sługami nieużytecznymi jesteśmy, bo co winniśmy byli uczynić, uczyniliśmy.” (Łuk. 17:10).
Bardzo wymowna dla nas jest lekcja z historii królów Judzkich. Otóż, jak wiemy Dawid był pewnym wyznacznikiem standardu linii królewskiej, a jego następcy bardzo odbiegali od tego standardu. Niektórzy zaś z potomków Dawida, nawracali się i Izraela do Boga prowadząc życie według Zakonu. Z małym wyjątkiem: [Amasjasz]
„Czynił on to, co prawe w oczach Pana, chociaż nie tak jak Dawid, jego praojciec; postępował raczej we wszystkim tak, jak jego ojciec Joasz.” (2 Król. 14:3);
[Jotam] „Czynił on to, co prawe w oczach Pana, zupełnie tak samo, jak czynił Uzzjasz, jego ojciec, tylko że nie wtargnął do przybytku Pana. A lud był nadal zepsuty.” (2 Kron. 27:2).
Bez wątpienia na tle złych królów ci dwaj wypadają bardzo dobrze, ale czy to wystarczy by znaleźć pełnię upodobania w oczach Bożych? Chyba nikt z nas, poświęcając się, nie liczy, że otrzyma połowiczną nagrodę. Każdy z nas pragnie tej najwyższej. I tak jak Amasjasz i Jotam być może i my na tle naszego najbliższego otoczenia sąsiadów i współpracowników wypadamy bardzo dobrze. Musimy tylko zapytać samych siebie: czy to JA przybliżam się do Boga odpowiednio blisko i gorliwie, czy też może ONI grzeszą tak mocno, że każdego dnia oddalają się o kilka kroków od możliwości spotkania z Bogiem (a ja na ich tle nic nie robiąc zyskuje). Zastosowanie zabawienia awansem nie znajduje poparcia w Piśmie Świętym, a możemy to wywnioskować z historii Noego. Noe nie był złym człowiekiem, ale nie był też biernym w służbie Bożej:
„(…) Noe był mężem sprawiedliwym, nieskazitelnym wśród swojego pokolenia. Noe chodził z Bogiem.” (1 Mojż. 6:9).
Noe czynił sprawiedliwość i chodził z Bogiem. Dlatego został uratowany on, dlatego i my możemy znaleźć łaskę w oczach Bożych: nie ze względu na powstrzymywanie się od złego, ale ze względu na powstrzymywanie się od złego i czynieniu sprawiedliwości. Bo gdybyśmy w kontekście Amasjasza i Jotama wzięli inny punkt odniesienia, to ich postawa nadal jest wyróżniająca się, ale już nie wzorowa: [Jozjasz]
„Czynił on to, co prawe w oczach Pana, kroczył we wszystkim drogą Dawida, swojego praojca, nie odstępując od niej ani w prawo, ani w lewo.” (2Król. 22:2).
Inna lekcja oddania się Bogu i poświęcenia się Jemu pokazana jest w Lewitach. Otóż Lewici nie zostali wybrani do służby przy Przybytku wg losu czy odgórnej decyzji Bożej, ale wykazali się oddaniem i poświęceniem:
„Stanął Mojżesz w bramie obozu i zawołał: Kto jest za Panem, do mnie! I zebrali się wokoło niego wszyscy synowie Lewiego. I rzekł do nich: Tak mówi Pan, Bóg Izraela: Przypaszcie każdy swój miecz do boku! Przejdźcie tam i z powrotem od bramy do bramy w obozie i zabijajcie każdego, czy to brat, czy przyjaciel, czy krewny. Synowie Lewiego uczynili według rozkazu Mojżesza i padło w tym dniu z ludu około trzech tysięcy mężów. Potem rzekł Mojżesz: Wyście dziś wyświęcili siebie samych do służby dla Pana, gdyż nikt z was nie zawahał się wystąpić przeciwko synowi czy bratu swemu. Niech więc udzieli wam dziś błogosławieństwa.” (2 Mojż. 32:26-29)
Pochylając się nad tą postawą widzimy całe plemię, które nie walczy z grzechem ani w nim nie ma udziału, a tylko zachowuje bierną postawę. Do momentu, kiedy jest wezwanie Mojżesza i polecenie wymierzenia sprawiedliwości. A gdyby tego było mało, wytępienie (dosłowne) grzeszników nie spowodowało ich wyboru przez Boga, ale uznanie spraw świętych i Bożych za ważniejsze niż sprawy doczesne, więzy rodzinne czy przyjacielskie. Nie wydaje mi się, aby Lewici zrobili to przysłowiową lekką ręką, nie mając w pamięci może jakiś przyjemnych wspomnień z tymi mordowanymi ludźmi. Jednak przeszłość i wspólne przeżycia (mówimy tutaj o tych dobrych), nie były kartą przetargową. Ci ludzie zelżyli imię Świętego Izraelskiego – nie było miejsca na dyskusję. Efekt? Usługiwanie przy Przybytku jako wieczna obietnica Boża oraz osobiste przywiązanie Boga do nich:
„Lewitów zaś wyodrębnisz jako moją wyłączną własność, bom Ja jest Pan, w zamian za wszystkich pierworodnych z synów izraelskich, a bydło Lewitów w zamian za wszelkie pierworodne wśród bydła synów izraelskich.” (4 Mojż. 3:41)
Wybrani w Apokalipsie
Te wszystkie przykłady pokazują nam, że ze wszystkich wierzących naśladowców Jezusa będzie wybrana swoista elita, charakteryzująca się – i to jest kluczowe – ponadprzeciętnymi osiągnięciami na gruncie wiary i poświęcenia. Objawienie wskazuje te dwie grupy. Pierwsza z nich to Kościół, i ich wybór wskazany jest przez oznaczenie pieczęcią. Pieczęć i zamknięta liczba 144000 jasno wskazuje, że będzie to grupa zamknięta wiernych wybranych:
„I usłyszałem liczbę tych, których opatrzono pieczęcią: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich plemion izraelskich” (Obj. 7:4).
Druga grupa natomiast charakteryzuje się: 1/nieokreśloną liczbą, 2/przypisaną funkcją oraz 3/opisem mającym zdarzenie w późniejszej sekwencji zdarzeń:
„Potem widziałem, a oto tłum wielki, którego nikt nie mógł zliczyć, z każdego narodu i ze wszystkich plemion, i ludów, i języków, którzy stali przed tronem i przed Barankiem, odzianych w szaty białe, z palmami w swych rękach. I wołali głosem donośnym, mówiąc: Zbawienie jest u Boga naszego, który siedzi na tronie, i u Baranka.” (Obj 7:9-10).
Na tym nie koniec. Kolejny opis sugerujący wybraną grupę spośród wierzących. Kościół jest tu przedstawiony nie tylko jako zamknięta liczba, ale także jako Ci, którzy mają 4/wypisane imię na czole i śpiewają pieśń, której 5/mogli nauczyć się tylko oni.
„I widziałem, a oto Baranek stał na górze Syjon, a z nim sto czterdzieści cztery tysiące tych, którzy mieli wypisane jego imię na czole i imię jego Ojca.” (Obj. 14:1);
„I śpiewali nową pieśń przed tronem i przed czterema postaciami i przed starszymi; i nikt się tej pieśni nie mógł nauczyć, jak tylko owe sto czterdzieści cztery tysiące tych, którzy zostali wykupieni z ziemi.” (Obj. 14:3).
A co z nami?
Powyższe rozważania powinny nas skłonić do analizy osobistej postawy, a także sprawowania naszej ofiarniczej służby. Nie ma wątpliwości, że dziś po Ziemi chodzą co najmniej dwie grupy chrześcijan: ci którzy robią co do nich należy i ci, którzy robią daleko więcej i dużo więcej. To prawda, że wszyscy znajdują łaskę w oczach Bożych, ale nie łudźmy się – jeżeli ap. Paweł przyrównał naszą pielgrzymkę do wyścigu i wskazał jednego zwycięzcę (1 Kor. 9:24-27), to znaczy, że nie bez znaczenia są nasze akty poświęcenia.
Nie oceniajmy ludzi, ale oceniajmy owoce ich poświęcenia i wybierajmy te, które nas przybliżają do Boga. Tym samym postępujmy tak, abyś mieli takie same owoce. Są chrześcijanie, którzy chcą żyć dobrze, którzy chcą udzielać się charytatywnie, którzy udzielają gościny i o których człowiek światowy złego słowa nie powie. Są też tacy, którzy nie są często widoczni, którzy poświęcają swoje pieniądze, czas, pot aby przyłożyć rękę do może nie spektakularnego i medialnego dzieła, a jednak kosztuje ich to tyle wyrzeczeń, samozaparcia i dosłownego boju w modlitwie, że tylko sam jeden Bóg wie, jak bardzo „podnoszą poprzeczkę”.
W ogólnoświatowym trendzie chrześcijaństwa mówi się o wysyłaniu i otrzymywaniu dobra. O pielęgnacji przyjaźni, braterskich uczuć. Mówi się o poświęceniu życia Bogu. W zasadzie mówi się o tym od zawsze i nic z powyższego nie jest nowe. A o czym się nie mówi (choć bardziej dosadnie można powiedzieć, że mówi się mniej i nie wprost)? O cierpieniu. Tak jak analizowany przez nas Młodzieniec, każdy z nas, bez zastanowienia powie idę naśladować Mistrza, ale już nie tak łatwo nam (przysłowiowo) sprzedać wszystko co mamy, rozdać i iść biednym za Panem. Absolutnie nie mówię tu o majętności. Ale iść za Panem – tak po prostu to za mało!
„Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą.” (1 Kor. 1:18)
Wszyscy chrześcijanie używają tych samych pojęć: poświecenie, miłość, wiara, służba. Ale w ogóle nie zgadzamy się co do ich definicji. Nie ma wątpliwości, że osobista służba każdego z nas ma braki i moglibyśmy sobie indywidualnie wiele zarzucić, ale gdybyśmy mieli wymienić trzy główne zarzuty wobec siebie to…? Wyzbywajmy się cielesności, która być może poprzez jakieś kłótnie, niedopowiedzenia, podobnie jak w zborze Korynckim (1 Kor. 3:1-3) spowoduje, że będąc z zborze, będziemy cieleśni, a ta cielesność może nam skutecznie przysłonić własne wady i uchybienia, dyskwalifikujące nas w pretendowaniu do Kościoła:
„Ale człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać.” (1 Kor. 2:14)
Okres Laodycei, w którym żyjemy niesie z sobą mnóstwo błogosławieństw (choć nie wszyscy je dostrzegają i odpowiednio interpretują), ale i dużo chaosu, wątpliwości, ciągłych ataków złego (nawet za pomocą najbliższych). Nie łudźmy się, że będzie lepiej, że ten okres przeminie i w spokoju będziemy mogli sprawować osobistą ofiarę. Będzie gorzej. Dlatego bądźmy świadomi, że póki Bóg pozwala nam oddychać i witać nowy dzień, póty jest nadzieja dla nas, a każdy dzień to szansa, aby wykonać krok w stronę Tronu Barankowego.
„I świat przemija wraz z pożądliwością swoją; ale kto pełni wolę Bożą, trwa na wieki.” (1 Jana 2:17)