„(…) Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby osiągnąć żywot wieczny?” (Mat. 19:16)
Powyższe pytanie, jakie usłyszał Pan Jezus, zapewne nie było jedynym tego typu pytaniem na które musiał odpowiedzieć (Łuk. 10:25). Ponadto, to pytanie wiele milionów ludzi zdążyło sobie postawić przez cały Wiek Ewangelii, także dziś jest stawiane, a co najciekawsze: my, niezależnie od długości swojego życia i poświęcenia, również zadajemy sobie to pytanie. Wynika to z tego, że ciągle nie mamy jednoznacznego dowodu czy osiągniemy zbawienie. Mając ten znak zapytania w swojej głowie, podejmujemy się różnych przedsięwzięć i podejmujemy pewne decyzje, aby perspektywa zbawienia była nam bliższa: czasami jest to założenie strony internetowej, czasami szerszej inicjatywy organizacyjnej, a czasami tylko (lub aż) czytanie jednego rozdziału Pisma Świętego. Mierzalne i policzalne skutki naszych działań są dla nas – ciągle cielesnych ludzi – łatwiejsze do przyswojenia i adaptacji w umysłach, aniżeli pojęcia wiary.
Zachęceni Bożą cierpliwością, miłością oraz pobłażliwością (Rzym. 2:4), walczący z własnymi namiętnościami (Kol. 3:5), zdajemy sobie sprawę, że nasz trud i poświęcenie nie jest dla Boga bez znaczenia i gdzieś, nieśmiało liczymy na przyjęcie przez Boga naszej ofiary. Jednak, czy myślimy co potem, co dalej? Właściwym jest myśleć o naszym zbawieniu nie tylko w perspektywie samego zbawienia jako takiego, ale o ‘jakości’ czy może ‘poziomie’ zbawienia – o ile to dobre słowo.
Wiele nauk Pisma Świętego jest nie tylko niepopularnych, ale dla wielu ludzi bluźniercze. Dla przykładu negowanie trójcy, negowanie piekła i nieśmiertelnej duszy to zagadnienia, które w pierwszej kolejności są frontowymi zagadnieniami względem którym będziemy musieli się zmierzyć opowiadając się po stronie prawdy lub idąc na kompromis (Mat. 24:9). Jednak, szermierka wersetami, gromadzenie argumentów, biegłość w znajomości doktryny to nie cele same w sobie, ale narzędzia. Narzędzia, które mają nam dać czytelniejszy obraz Bożego charakteru oraz klarowność podejmowanych przez nas życiowych decyzji zgodnych z wolą Bożą, aby – gdy już przyjdzie czas spotkania z Panem – być nie tyle co zbawionym, ale być zbawionym w stanie duchowym, możliwie jak najbliżej Pana.
Chcąc być jak najbliżej Pana, kierujemy się uczuciami, które nie są nowe w ludzkich sercach, a Pismo Święte posiada opis człowieka, który chce ‘czegoś więcej’. Otóż mowa jest o Młodzieńcu, który przychodzi do Jezusa i pyta o sposób zbawienia.
Człowiek, który przychodzi do Jezusa (werset 16) zadaje konkretne pytanie o zbawienie. Nie pyta się czy zbawienie istnieje, ale jak stać się zbawionym. Jezus, co ważne nie odcina się od niego mówiąc, że przyszedł tylko do Izraela, ale odpowiada mu, co nam może sugerować, że młodzieniec to Żyd. Prowadzi to do wniosków, że był zaznajomiony z nauką zakonu, czcił Boga, a jego serce nie było skamieniałe, skoro przyszedł do tak niezwykłego człowieka o którym ludzie opowiadali niezwykłe rzeczy. Zwracając się do Jezusa nauczycielu, widać, że uznaje jego autorytet. To szczegóły bardzo ważne, ponieważ w tym młodzieńcu często możemy dostrzec samych siebie. Jak wcześniej wspomnieliśmy: możemy mieć świadomość drogi, możemy podejmować pewne inicjatywy, pewnych rzeczy się wystrzegać, jednak cały czas w sercu mieć ten cień wątpliwości. Może to być ziarno od szatana, który podważa Boże obietnice, a może to niepewność spowodowana naszą grzeszną przeszłością i błędami, które do dziś, po latach poświęconego życia, wracają do nas i nie dają spokoju. Bez względu na genezę tych wątpliwości, tak jak młodzieniec pytamy Panie Jezu, ale jak to zrobić? Jak być zbawionym?
Odpowiedź Jezusa wydaje się być bezwzględna:
„(…) A jeśli chcesz wejść do żywota, przestrzegaj przykazań. Mówi mu: Których? A Jezus rzekł: Tych: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie mów fałszywego świadectwa, Czcij ojca i matkę, i miłuj bliźniego swego, jak siebie samego.” (Mat. 19:17-19).
Bezwzględność polega na tym, że Pan Jezus nie daje ‘złotego środka’, jakiejś metody nikomu nie znanej, albo czegoś co da przewagę nad innymi. Jezus odwołuje się do fundamentalnych podstaw, do dekalogu i nie do całości zapisu, ale tylko do przykazań, które regulują stosunki międzyludzkie. Pan Jezus nie wspomina o miłości do Boga (co mogłoby się okazać logicznym), ale odwołuje się do miłości do człowieka, do rodziców, braci. Słowem nie ma o np. tak ważnym święcie jakim był Sabat. Zgodzimy się, że to nie przypadek. Przykazania, które składają się na powyższą odpowiedź Jezusa zostały w innym miejscu określone miałem części składowych przykazania miłości:
„Przykazania bowiem: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszelkie inne w tym słowie się streszczają: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego.” (Rzym. 13:9)
I właśnie w tym „przykazaniu miłości” w szerszym ujęciu odpowiada Mistrz innemu uczonemu:
„(…) Nauczycielu, co mam czynić, aby dostąpić żywota wiecznego? On zaś rzekł do niego: Co napisano w zakonie? Jak czytasz? A ten, odpowiadając, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego. Rzekł mu więc: Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz żył.” (Łuk. 10:25-28)
Zauważamy, że na tak samo postawione pytanie, przez dwie różne osoby w różnych okolicznościach, Jezus odpowiada praktycznie tak samo. Przez co nie ma tu miejsca na dowolność w interpretacji. Miłość do bliźniego i kochanie go jak siebie samego (w ujęciu wypełniania przykazań danych od Boga, a nie w czysto ludzkim, nawet najbardziej szlachetnym ale np. ateistycznym wydaniu), czyni nas mocnymi pretendentami do miana zbawionych. Ale nie wystarczy na tym poprzestać.
Bycie przyzwoitym człowiekiem, względem innych, to już dużo i nie jest to bez znaczenia dla Boga i można śmiało przypuszczać, że spotka się to z pewną formą nagrody. Jednak to nie jest gwarancją zbawienia. O tym fakcie przekonuje nas riposta młodzieńca na odpowiedź Jezusa:
„Mówi mu młodzieniec: Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej; czegóż mi jeszcze nie dostaje?” (Mat. 19:20)
Bycie ‘dobrym człowiekiem’, co dziś często akcentujemy jako kluczowy krok milowy w życiu duchowym, nie było dla młodzieńca niczym szczególnym i nie dawał przestrzeganiu tych przykazań jakieś wysokiej rangi. Wspomina, że tego wszystkiego przestrzegał od młodości, więc jak te normalne i zwyczajne przestrzeganie przykazań ma mu zapewnić zbawienie? Dla niego, odpowiedź Jezusa była absurdalna. Dla nas natomiast to powinno dać do myślenia, czy obecne zaangażowanie w życie duchowe, przejawiające się aktywnością braterską na zebraniu i po za nim, podejmowanie wszelkich działań charytatywnych, poświęcanie wolnego czasu na wszelkie duchowe projekty, to jest wszystko to na czym powinniśmy się skupiać i akcentować, czy też może uznać to za zwyczajność, robić to, ale nie dawać temu sztucznej rangi nie wiadomo jakiej świętości. Zauważmy, że młodzieniec nie neguje słuszności wykonywania przykazań. On neguje uwarunkowanie zbawienia poprzez wypełnianie tylko tego, ponieważ nie widzi w tym nic, co mogłoby go wyróżnić na tle innych ludzi. A zdaje się, że to jest ten kierunek myślenia. Pytanie czegóż mi jeszcze nie dostaje, w domyśle sugeruje, że to co robił dotychczas to mało, aby znaleźć się w Królestwie, trzeba czegoś więcej. A czego?
„Rzekł mu Jezus: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie, potem przyjdź i naśladuj mnie. A gdy młodzieniec usłyszał to słowo, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele majętności.” (Mat. 19:21-22).
W tym momencie możemy uznać sytuację za mocno skomplikowaną, bo Jezus mówi rzeczy, które stanowią wyzwanie dla każdego człowieka, nawet wierzącego i spełniającego przykazania. Przede wszystkim odpowiedzią Jezusa nie jest zbawienie, ale bycie doskonałym. Sugeruje to, że odpowiedź dotycząca żywota (wersety 17-19), nie są przejawem doskonałości. To, co jest ponad spełnianie przykazań miłości to już doskonałość. I jeżeli młodzieniec chce zrobić coś więcej, wypełnić lukę, której mu brakuje – a więc stać się doskonałym – musi zrobić dwie rzeczy: 1/ sprzedać majętność, a następnie rozdać ubogim i 2/ wrócić do Jezusa i go naśladować. Można by dodać: „dopiero wtedy wrócić do Jezusa i go naśladować”. Użycie słowa doskonałość w tym kontekście to gr. teleios (#5046) i znaczy nie tyle co doskonałość, ale dojrzałość, dorosłość, w przeciwieństwie do gr. teleiotes (#5047) wskazującego na całkowitość, zupełność, doskonałość. Tym samym Jezus nie wspomina o doskonałości przyszłej, którą niby można by osiągnąć przez sprzedaż majątku, ale o swoistej pełni rozwinięcia duchowego do którego dążyli Izraelici pod wodzą Mojżesza, a my podobnie dziś pod wodzą poza obrazowego Mojżesza.
Wspomniana doskonałość, czyli rozwinięcie duchowe młodzieniec mógł osiągnąć poprzez pozbycie się majątku. Sugeruje to, że ubóstwo materialne niesie z sobą doskonałość dającą zbawienie. Oczywiście tak nie jest i w tym wypadku nie możemy patrzeć na słowa Jezusa uniwersalnie. Przede wszystkim przypomnijmy, że młodzieniec miał nie tylko sprzedać majątek, ale i naśladować Jezusa. Werset 22 nie mówi o tym, że młodzieniec nie chciał iść za Jezusem, więc naśladowanie Go w życiu codziennym nie stanowiłoby problemu, tym bardziej, że o Jezusie słyszał, a pewnie niejednokrotnie wiedział co czyni i zapewne mieściło mu się to w głowie i był gotów chodzić za Panem. Ale nie chciał chodzić za Panem jako biedny. Dlaczego? Dlatego, że sprzedaż majątku i pozbycie się go, zamykała by mu drogę alternatywy, wycofania się, powrotu do starego życia i przykładnego wypełniania przykazań, a tego nie chciał zrobić. Był gotów oddać swojemu nauczycielowi 99% swego serca, ale nie 100%. Nie chciał pozbyć się wątpliwości wiary, tak oczywistej dla człowieka, nie chciał złamać samego siebie i w zaufaniu oddać się Bogu by pójść w nieznane, tylko chciał mieć alternatywę, gdyby coś po drodze się nie udało. Pozbycie się majątku, w przypadku porażki spowodowałoby, że ten człowiek pozostałby z niczym i w samotności. Ta myśl, była na tyle paraliżująca, że mimo najszczerszych chęci naśladownictwa Jezusa, mimo głębokiego pragnienia zbawienia i wewnętrznej potrzeby zrobienia czegoś więcej niż inni by być zbawionym, to cena jaką musiałby wewnętrznie zapłacić za ten krok spowodowała, że gdy młodzieniec usłyszał to słowo, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele majętności.